TERAPIA POZNAWCZO-BEHAWIORALNA – CO TO W PRAKTYCE OZNACZA?
Pomimo, że wiele osób wykonuje zawód psychoterapeuty nie wszyscy pracują w taki sam sposób. Istnieje bowiem wiele nurtów psychoterapeutycznych, a u podstaw każdego z nich leżą odmienne założenia światopoglądowe, które determinują sposób pracy z pacjentem. Nie istnieje szkoła psychoterapeutyczna, która byłaby skuteczna w 100% w przypadku każdego pacjenta oraz każdego zaburzenia czy problemu. Spotkanie pacjent-terapeuta bazuje w dużej mierze na relacji między osobami, która sama w sobie zawiera pierwiastek leczący. Warunkiem jej skuteczności pozostają nie tylko kompetencje zawodowe oraz cechy osobowościowe terapeuty czy pacjenta, ale również motywacja obu podmiotów do podjęcia wspólnych działań oraz stopień wzajemnego zaufania. Bez zaistnienia powyższych elementów proces terapeutyczny nie może być pomyślnie sfinalizowany.
Można więc byłoby powiedzieć, że skuteczność psychoterapii jest w jakiejś mierze następstwem skuteczności terapeuty jako osoby. Stwierdzenie to jest jednak dużym uproszczeniem. Niewątpliwie do pozytywnego efektu czyli wyleczenia można dojść wielorako – tzn. osiągnąć podobny pozytywny efekt korzystając z dorobku różnych szkół terapeutycznych. Niemniej jednak nurt poznawczo-behawioralny pozostaje szkołą terapeutyczną, która dotąd zebrała najwięcej dowodów potwierdzających skuteczność stosowanych procedur. Co więcej jej przedstawiciele jako pierwsi zrezygnowali z intuicyjnego potwierdzania własnej efektywności i zainteresowali się poszukiwaniem obiektywnych, naukowych danych potwierdzających słuszność preferowanego przez nich postępowania terapeutycznego. Badania te zgodnie donoszą, że terapia poznawczo-behawioralna jest co najmniej równie skuteczna jak inne nurty, a w przypadku wielu zaburzeń wyniki osiągane przez pacjentów znajdują największe przełożenie na poprawę jakości codziennego życia oraz łączą się z relatywnie niewielkim ryzykiem nawrotów. W wielu przypadkach jej skuteczność porównywana jest to tej osiąganej z zastosowaniem leczenia farmakologicznego. To ostatnie, nawet jeśli konieczne, dzięki wspomagającej roli psychoterapii poznawczo-behawioralnej może być niejednokrotnie znacznie zmodyfikowane, co redukuje prawdopodobieństwo wystąpienia skutków ubocznych stosowanych medykamentów.
Korzeni prezentowanego podejścia poszukiwać należy w Stanach Zjednoczonych w latach 1960-1970, kiedy A. Beck stworzył pierwszy protokół (sposób postępowania) z pacjentami depresyjnymi. Następnie opracowano sposoby postępowania w odniesieniu do pacjentów borykających się z zaburzeniami lękowymi, by ostatecznie uzyskać efektywne modele pracy z niemal wszystkimi rodzajami kryzysów psychicznych będących udziałem jednostek ludzkich.
Podstawowym założeniem prezentowanej terapii jest przekonanie, że obiektywna rzeczywistość nie istnieje. I choć w potocznej opinii mamy intuicyjne przekonanie o zdolności zewnętrznego świata do generowania spotykających nas zdarzeń to jednak nie świat zewnętrzny a my sami decydujemy o tym co nas spotyka. Każdy człowiek doświadcza w życiu różnych zdarzeń, ale sam nadaje im subiektywne znaczenie kategoryzując na różne sposoby – by wymienić najprostszy dychotomiczny podział na zdarzenia pozytywne i niesprzyjające. Co więcej owe indywidualne interpretacje pociągają za sobą dalekosiężne skutki. W ślad za każdą z nich podąża nasze ciało odpowiadając fizjologiczną reakcją towarzyszącą przeżywanym emocjom, które skłaniają każdego z nas do podejmowania działań w danej chwili uchodzących, w subiektywnym przekonaniu, za najlepsze z możliwych.
W największym skrócie można zatem powiedzieć, że powtarzające się w ciągu życia zdarzenia skłaniają do myślenia o nich w podobny, określony sposób, który wpływa na nasze zachowanie. Proces ten nie jest niczym innym jak codziennym uczeniem się bez którego przetrwanie gatunku ludzkiego byłoby niemożliwe. Uczenie się określonych reakcji jest procesem bardzo adaptacyjnym, w tym sensie, że postawiona w obliczu określonej sytuacji jednostka nie musi jej każdorazowo szczegółowo analizować (co przy obecnej liczbie docierających do nas bodźców byłoby nie tylko wyczerpujące energetycznie ale i czasochłonne), ale posługuje się swoistego rodzaju ściągą – poznawczym schematem – podpowiadającym jak należy się zachować w określonej sytuacji. Dzięki temu na ogół, na poziomie do końca nie uświadamianym, wiemy co sądzić o sobie, innych i otaczającym nas świecie. Te głęboko zakorzenione schematy będące niejednokrotnie trzonem naszej tożsamości aktywowane są w określonych sytuacjach przez myśli inicjujące zachowanie. Nawet jeśli te zautomatyzowane, bezwolnie napływające wytwory spontanicznej aktywności naszego umysłu nie są dla nas sprzyjające, to na ogół budujemy dodatkową mentalną warstwę poznawczą z myśli bardziej adaptacyjnych, które w wielu przypadkach mniej lub bardziej skutecznie pozwalają przetrwać, czyniąc codzienne funkcjonowanie bardziej znośnym. W prezentowanym nurcie noszą one nazwę przekonań pośredniczących. Stanowią one najczęściej funkcjonalny (ale jednak) substytut – zapewniający doraźne rozwiązanie trudności. Można je porównać do plastra lub bandaża okrywającego bolesną ranę. Sam w sobie nie leczy, ale zmniejsza prawdopodobieństwo wystąpienia groźniejszych konsekwencji np. zakażenia. Problem pojawia się wówczas gdy plaster czy bandaż spadnie. Odwołując się do powyższej analogii ma to miejsce, gdy spotykamy się z sytuacją nową, niecodzienną czy w bardzo szerokim rozumieniu trudną, w której wypracowany dotychczas algorytm postępowania staje się niemożliwy do zastosowania lub też stosowany wielokrotnie nie przynosi dotychczasowych rezultatów bądź staje się on dla nas w długiej perspektywie czasowej niekorzystny w tym sensie, że stanowi bezpośrednie lub odbierane nie wprost zagrożenie dla naszego dobrostanu czy życia. Wówczas mamy bowiem do czynienia z szeroko rozumianym kryzysem mentalnym (nazywanym chorobą psychiczną) bądź fizycznym (nazywanym zaburzeniem somatycznym) – oba te zjawiska znajdują odzwierciedlenie klasyfikacyjne w obowiązującym w Polsce i na świecie spisie zaburzeń ICD-10 oraz DSM-V szeroko stosowanym w psychiatrii.
Umysł ludzki pełen jest sprzeczności i paradoksów. Najpowszechniejszy z nich polega na całkowitym ignorowaniu praw logiki. O ile bowiem w rzeczywistości zewnętrznej obowiązuje zasada im mniej tym mniej – czyli im mniej czegoś chcemy tym mniej tego mamy (zakładając istnienie minimalnej motywacji i podjętych starań) o tyle w świecie ludzkiego umysłu zasada ta działa całkiem na opak. Ludzki mózg jest bowiem tak zaprogramowany, że z wielkim upodobaniem lekceważy drobne słówko ‚nie’. W rezultacie, gdy próbujemy o czymś nie myśleć w efekcie myśli te zagnieżdżają się w umyśle na długo. Proces ten świetnie ilustruje eksperyment z RÓŻOWYM SŁONIEM (Kto nie wierzy niech spróbuje przez najbliższą minutę o nim NIE MYŚLEĆ i sprawdzi czy sie uda). Wracając do głównego nurtu rozważań kryzys taki subiektywnie odbierany jest jako bardzo przykre doświadczenie – co związane jest z przezywaniem emocji: zawodu/złości/rozczarowania/smutku itp. zapośredniczonych przez poczucie, że wszystkie dotychczasowe działania są bezowocne. Paradoksalnie wówczas przychodzi odebrać nam być może najcenniejszą życiową lekcję: że warto byłoby spróbować czegoś innego – antidotum może być terapia poznawczo-behawioralna.
Wnioski płynące z tych rozważań mają dwa oblicza. Po pierwsze mogą sugerować, że za powstawanie choroby odpowiadamy sami. Pośrednio jest ono prawdziwe przy założeniu, że czynimy to jednak nie wprost, intencjonalnie, ale za pośrednictwem własnych procesów myślowych. Niemniej jednak istotne z punktu widzenia jednostki zgłaszającej problem mają wynikające z nich pozytywy:
- jeśli w toku dotychczasowego życia wyuczyliśmy się danego sposobu myślenia oraz będącego jego następstwem zachowania to możliwe jest także ich oduczenie poprzez modyfikację nieadaptacyjnych myśli lub tworzenie myśli inicjujących podejmowanie bardziej sprzyjających nam działań – twierdzenie to wprost nawiązuje do nazewnictwa omawianej terapii zawierającej dwuczłon poznawczo (odnoszący się do myślenia) – behawioralny (eksponujący rolę behawioru czyli zachowań)
- ważne wydaje się również podkreślenie istotności właściwości typowo ludzkiej – myślenia – dla szeroko rozumianej pomyślności każdego z nas. Choć sceptycy tego podejścia z pewnością przytoczą argument, iż to właśnie myśli (szczególnie te pojawiające się spontanicznie, automatycznie, nie w pełni świadomie) wiodą nas na manowce, stając się przyczyną kryzysów psychicznych i somatycznych, to jednak siła sprawcza ich generowania tkwi w nas – nie w środowisku zewnętrznym. Oznacza to, że każdy pacjent posiada potencjał do zdrowienia. Brak mu jedynie narzędzi umożliwiających realizację tego celu.